Yellowstone to zdecydowanie do tej pory czołówka najbardziej niesamowitych rzeczy, jakie widziałam w życiu! Chorwackie wybrzeże, morawskie jaskinie, czy Tatry się nie umywają! Ale chwileczkę! To wszystko to osobna kategoria! Czy wypada porównywać świat tak geologicznie inny do czegoś pozornie zwyczajnego? Chyba nie! Właśnie wymyśliłam, że po zobaczeniu już wszystkiego, zrobię dla Was listę najbardziej niesamowitych miejsc na świecie, jakie udało mi się odwiedzić, a tymczasem przechodzę do sedna, czyli Yellowstone!
Prawie w sedno - parująca ziemia, dzikie zwierzę i piękny krajobraz - obraz Yellowstone, który cały czas mam w głowie |
Yellowstone - co to i dlaczego
Sam park odkryli traperzy podczas ekspedycji w latach 1804-1806 i już wtedy zapadła decyzja o jego zachowaniu - oficjalnie Parkiem Narodowym Yellowstone został 1 marca 1872. Początkowo mieszkali tam Indianie i dzikie zwierzęta, teraz zostały tylko zwierzęta i turyści.
Yellowstone leży na aktywnym wulkanie, stąd gorące źródła, gejzery, wulkany błotne, fumarole, a przez górskie ukształtowanie terenu, także wodospady. Najsłynniejszy gejzer świata Old Faithfull to główna atrakcja parku, choć z gejzerów także słynie Islandia :)
Samo położenie parku to północ Stanów Zjednoczonych, obecnie większość jest w stanie Wyoming, a obrzeża w Idaho i Montanie.
Skąd pomysł na Yellowstone? No helloł, jeszcze ktoś się zastanawia? Przecież to zaraz obok Grand Canyonu najgłośniejszy (medialnie) park narodowy! I zdecydowanie przyznaję rację tym, którzy to tak nagłaśniają, bo mieć możliwość i nie pojechać, to tak jak strzelić piątkę w totka i nie odebrać nagrody. Specjalnie nie piszę o szóstce, bo wbrew pozorom nie jest tam aż tak idealnie, ale wszystko po kolei!
Planowanie wycieczki - kiedy pojechać do Yellowstone?
Wyjazd do Yellowstone, nawet będąc w Stanach, warto zaplanować z wyprzedzeniem. Ważna wskazówka dla Was, to nie wybierać się nigdzie w okolicach 4. lipca aż do końca miesiąca, bo to okres, gdzie samych Amerykanów jest najwięcej. To ich szczyt sezonu, wszyscy mają urlopy, a dzieciaki nie chodzą do szkoły. Lepszym rozwiązaniem staje się sierpień (my zdecydowaliśmy się na wyjazd do Yellowstone w dniach 7 - 9 sierpnia i nie żałujemy). Od trzeciego tygodnia sierpnia dzieciaki w Kolorado wracają do szkół, nie wiem, czy jest tak w całych Stanach, bo co stan to obyczaj. Ogólnie do parku bez kolejki można wjechać przed 8 rano, udało nam się to trzeciego dnia, ale na głównych atrakcjach i tak parkingi były prawie pełne a ludzi na szlakach dużo.
Zwróćcie uwagę też na fakt, że nasze daty obejmowały wtorek (który zleciał na jeździe i innych atrakcjach), środę i czwartek, gdzie ludzie już wyjechali po weekendzie, a jeszcze na niego nie dotarli. Plan z wyprzedzeniem pomoże Wam zarezerwować sensowny nocleg nawet w samym Yellowstone, ale UWAGA, ceny tam są okropne. Nam ostatecznie udało się znaleźć pokój na ostatnią chwilę z ulicy za 155$ na 4 osoby, co nie było bardzo wysoką ceną, ale taki kompleks Mammoth Springs to nawet 355$ za dwie osoby w pokoju ze wspólną łazienką. Polecam Wam West Yellowstone, zjedliśmy tam pyszną pizzę i super śniadanie w granicach 10$ za osobę i do parku było naprawdę blisko. Nasz motel to Westwood Motel, dwa duże łóżka i łazienka - całkiem przyzwoicie. Nie znajdziecie ich na bookingu, najprościej znaleźć kontakty na street view i dzwonić. Jeśli macie amerykański numer, to nie ma problemu. Nie dajcie się zrobić w bambuko, że ostatnie pokoje, to oni Wam zejdą z ceny. Jedna babeczka próbowała nas tak oszukać i stracilibyśmy jeszcze 20$ więcej (bo ona ma ten pokój ostatni i w ogóle on chodzi po 249, ale nam wynajmie za niecałe 180... BULLSHIT!). To chyba tyle o tych terminach... Pogody nie przewidzicie niestety, choć my mieliśmy piękną, a znajomi tydzień wcześniej trochę w kratkę.
W zimie (oglądałam programy przyrodnicze) jest szansa, że wygląda to jeszcze bardziej spektakularnie, bo dookoła wszystkich źródeł i gejzerów śnieg jest roztopiony. Także przez te wszystkie strumyczki. Może być gorzej z samą jazdą i warunkami drogowymi.
Zwróćcie uwagę też na fakt, że nasze daty obejmowały wtorek (który zleciał na jeździe i innych atrakcjach), środę i czwartek, gdzie ludzie już wyjechali po weekendzie, a jeszcze na niego nie dotarli. Plan z wyprzedzeniem pomoże Wam zarezerwować sensowny nocleg nawet w samym Yellowstone, ale UWAGA, ceny tam są okropne. Nam ostatecznie udało się znaleźć pokój na ostatnią chwilę z ulicy za 155$ na 4 osoby, co nie było bardzo wysoką ceną, ale taki kompleks Mammoth Springs to nawet 355$ za dwie osoby w pokoju ze wspólną łazienką. Polecam Wam West Yellowstone, zjedliśmy tam pyszną pizzę i super śniadanie w granicach 10$ za osobę i do parku było naprawdę blisko. Nasz motel to Westwood Motel, dwa duże łóżka i łazienka - całkiem przyzwoicie. Nie znajdziecie ich na bookingu, najprościej znaleźć kontakty na street view i dzwonić. Jeśli macie amerykański numer, to nie ma problemu. Nie dajcie się zrobić w bambuko, że ostatnie pokoje, to oni Wam zejdą z ceny. Jedna babeczka próbowała nas tak oszukać i stracilibyśmy jeszcze 20$ więcej (bo ona ma ten pokój ostatni i w ogóle on chodzi po 249, ale nam wynajmie za niecałe 180... BULLSHIT!). To chyba tyle o tych terminach... Pogody nie przewidzicie niestety, choć my mieliśmy piękną, a znajomi tydzień wcześniej trochę w kratkę.
W zimie (oglądałam programy przyrodnicze) jest szansa, że wygląda to jeszcze bardziej spektakularnie, bo dookoła wszystkich źródeł i gejzerów śnieg jest roztopiony. Także przez te wszystkie strumyczki. Może być gorzej z samą jazdą i warunkami drogowymi.
Planowanie trasy
Sama trasa z Kolorado to ponad 550 mil, wprost z Breck do West Yellowstone Google pokazuje 10 godzin. My spędziliśmy w podróży trochę więcej, ale zobaczyliśmy nie tylko park. Tutaj specjalnie pokazuję Wam mniej więcej nasz plan w moim nowym odkryciu, aplikacji RoadTrippers, o której przeczytacie więcej u mnie już niedługo. LINK DO PLANU. Z mieszkania wyjechaliśmy o 5 rano, po równo 4 godzinach byliśmy już w Visitors Center Parku Dinozaurów. Te Visitors Center są tutaj na każdym kroku. Można kupić kartkę, skorzystać z toalety, dostać darmową mapkę i wskazówki co do zwiedzania. Oczywiście, że w planie było jak najwięcej, natomiast zderzyliśmy się dość brutalnie z rzeczywistością (nieomal jak zwierzaki na tym marnym zdjęciu z naszym samochodem).
Kolejka na drodze dosięgła nas tylko pierwszego dnia podczas wjazdu, bo w West Yellowstone straciliśmy ponad godzinę na szukanie noclegu, który równie dobrze mogliśmy zarezerwować już z domu. O cenach (nasz motel za 155$ za 4 osoby) pisałam wcześniej, ale można wyhaczyć coś już za 100 - 110. Gdy wiecie, żeby w lipcu nawet się tam nie wybierać, nie powinniście mieć problemu ze znalezieniem jakiegokolwiek noclegu. Więc do parku wjechaliśmy około 11. Do samej bramki nie czekaliśmy długo, ale później w trakcie kolejka na drodze już za bramką ukazała nam się dość niespodziewanie. Skąd się wzięła, dlaczego? Nie wiemy. Być może zwierzę na drodze albo turyści rządni zdjęć z samochodu w niedozwolonym miejscu... To tylko pokazuje, że zwiedzania parku nie da się w 100% zaplanować. My spróbowaliśmy.
Google maps i inne „szczegółowe” mapy nie dostarczą Wam tylu informacji, co ta, którą dostaniecie w parku. Jest też na oficjalnej stronie parku, dostępna TUTAJ. Moja wersja ma nadruk 2016 i myślę, że niewiele się od tego czasu zmieniło. Pokazuje dokładnie plany miasteczek wewnątrz parku i lokalizacje atrakcji. Nikogo nie zdziwi więc, że zwiedzaliśmy po kolei i w większości posiłkowaliśmy się właśnie mapą, choć każde miejsce jest też oznaczone, nie ma opcji, że je ominiecie, bo jest tam tylko jedna główna droga, którą najlepiej zrobić okrążenia.
Pierwsze co zobaczyliśmy po wjeździe do parku, zaraz za kolejką samochodów, to oczywiście rzeka. Piękny krajobraz górski i niesamowicie czysta woda, aż mieliśmy ochotę tam popływać!
Góry i woda kojarzą się tylko z jednym - wodospad! Tak, to pierwsza oficjalnie zaznaczona na mapie atrakcja, przy której był już oficjalny parking i oczywiście pełno ludzi z aparatami. My mamy swoje zdjęcia, a jakże!
Wodospad nazywa się Gibbon Falls i jest dość przyjemny dla oka, choć dla mnie dużo bardziej spektakularny był widok na rzekę już spływającą w dolinie.
Bardzo niedaleko za tą osobliwością krajobrazu natknęliśmy się na nasze pierwsze gorące źródło, a w zasadzie gejzer. Beryl Spring - obiekt nie zaznaczony na mapie, ale od wjazdu z zachodu i po wybraniu najpierw górnego okrążenia, stanowi naprawdę świetną rozgrzewkę przed kolejnymi źródłami. Poniekąd pokazuje, czego można się spodziewać. Jeśli ktoś nigdy wcześniej nie widział gorącego źródła lub buchającej spod ziemi pary, jakby ktoś podłączył tam wylot rury z ciepłowni... to dobry początek.
Artists Paintpots - cudowne miejsce! Kawałeczek ścieżką w las od głównej drogi, mnóstwo kolorowych jeziorek, para, błotne gejzery... coś niesamowitego!
Widok z góry pozwala na objęcie scenerii szerszym kadrem. Kolory stają się bardziej widoczne i kontrastowe, widoki zapierają dech. To moje top 5 Yellowstone! Zdecydowanie. Około 2-3 miejsca!
Po Artists Paintpots dalej na północ znajduje się kompleks gejzerów Norrisa, ale o tym później, bo akurat w naszej chwili wycieczki parking był cały zajęty i musicie się na to też przygotować. Na szczęście jest to miejsce, które jest chyba najbardziej po drodze.
Muzeum Rangerów Parku Narodowego stało się więc naszym kolejnym celem. Samo Yellowstone zostało już założone pod koniec 19 w., czyli w czasie gdzie techniki za wiele nie znano. Strażnicy mieszkali w drewnianych domach w parkach i pilnowali porządku. Tutaj pierwszy ranger.
Zatrzymaliśmy się w zatoczce obok Roaring Mountain. Chyba miała słaby dzień, bo zbyt wiele pary się z niej nie wydobywało. Dobry przystanek na 3 minuty.
Moja kolejna pozycja z top of the top - Mammoth Hot Springs! Choć nie jest to już zbyt aktywna przestrzeń, jej specyficzność przyciąga uwagę. To tutaj prawdopodobnie mieszka większość J1 pracujących w parku. O ile wioska nie zrobiła na mnie wrażenia, to samo zjawisko owszem. Zobaczcie sami.
Tarasy widokowe rozpościerają się i na górze i na dole, dodatkowo stworzono trasę dla samochodów.
Bardzo przejęci i wykończeni po szybkim marszu w słońcu, zdecydowaliśmy się na zjedzenie szybkiego burgera i ruszyliśmy na wschód.
Kolejne widoki lasów, wodospady, strumienie... pięknie! Po prostu dzika przyroda.
Tak nas ta dzikość wciągnęła, że zdecydowaliśmy się na offroad po parku pewną jednokierunkową drogą o bogatej scenerii i nią dotarliśmy do skamieniałego drzewa.
Drzewo jak słup, najprawdopodobniej pogrzebane przez popiół wulkaniczny skamieniało. Dobra ciekawostka. Kolejne 5 minut i w drogę.
Lamar Valley! Cóż za dolina! Przepiękne miejsce, tam dobrze byłoby zrobić sobie spacer. My nie wysiedliśmy z samochodu, bo powoli gonił nas zachód słońca, a to dopiero północno-wschodni róg parku.
Zwierzęta były najbardziej niesamowitą częścią krajobrazu. Top 5!
Po drodze z doliny nie było zbyt wiele ciekawego. Spieszyliśmy się na kolację i żeby zdążyć przed wyjściem zwierzyny na drogi. Udało się, spotkaliśmy tylko 2 sarny(?). Ta łosica na zdjęciu jest z Mammoth.
Przedostatnim punktem programu był Kanion Yellowstone - przepiękne miejsce, znowu wodospad, ale za to jakie skały!
Bez zatrzymywania się praktycznie po drodze dotarliśmy w końcu do Norris Geyser Basin - ogromna przestrzeń, mnóstwo różnych źródeł i gejzerów, piękne miejsce o zachodzie słońca.
Niestety zaczęło się robić ciemno i zimno. Dzień pierwszy dobiegł końca, a z parku wyjechaliśmy tuż przed 22.
Wjazd od zachodu, ale trasa na południe. Mnóstwo gejzerów, tych najsłynniejszych.
Na pierwszy parking dotarliśmy pół do dziewiątej, a już było tam pełno ludzi. Zdecydowanie więcej niż w okolicy zachodu. Miejsce zatrzymania to Fountain Paint Pots i to kolejne miejsce w top 5 nie przez widoki, a przez gejzery. Spotkaliśmy dwa pierwsze eksplodujące na naszych oczach - nagle zaczęło bryzgać i wyrzucać parę - coś niesamowitego!
Też były bulgocące błota i parujące jeziorka.
Stamtąd rzut beretem do Midway Geyser Basin, na początku nic ciekawego, gorące rzeki z tłem osadu spływające ze wzgórza wprost do rzeki, jakieś urwisko i parujące w dole jeziorko...
A potem?!
Para zmieniająca kolory! Grand Prismatic Spring! Nawet się nie spodziewałam, że najsłynniejsze kolorowe źródło będzie właśnie tu! Żałuję, że nie mam widoku z góry! Top 5? Tak!
Biscuit Basin to znowu kilka źródełek - dziwne miejsce, pustynia i parę parujących jeziorek, jedno wielkie i głębokie niebieskie oraz jedno pryskające z zaskoczenia. Fajny i dość miły spacer, podobało mi się.
Black Sand Basin - nazwa dość huczna, czarnego piasku jak kot napłakał, ale znowu spływająca woda do rzeki i kilka pryzmatycznych źródeł. Można zobaczyć, a wręcz żal nie zajechać.
Najhuczniejszy i sławą i wydobywającym się dźwiękiem - Old Faithful. Wioska to gigantyczna turystyczna pułapka - mnóstwo restauracji, hoteli, wielkie centrum turystyczne, po prostu masakra i jeszcze więcej ludzi.
Poczułam się jak w takiej pułapce na turystę, że nawet nie skupiłam się na innych gejzerach, do których prowadziła ścieżka nieopodal. Zobaczyliśmy wybuch i szybko się zwinęliśmy. Zdecydowanie nie mój klimat.
Ten gejzer jest tak znany przez to, że wybucha regularnie i można przewidzieć czas jego erupcji. Zbierają się wtedy tłumy i oczekują...
Z Lonely Star Geyser zrezygnowaliśmy, bo trzeba było do niego iść spory kawałek, a czas nas gonił. Nie robiliśmy też żadnych pieszych wycieczek oprócz tych po ścieżkach dookoła wcześniej oglądanych gejzerów. Jako rekompensata kolejny wodospad.
Ostatni nasz punkt Yellowstone i moje już ostatnie top - West Thumb Geyser Basin. To wybrzeże jeziorka Yellowstone, a w zasadzie zatoczka, która wybuchła dawno temu i dołączyła do jeziora.
Przepiękne gejzery już w wodzie, dzikie zwierzęta i słońce... aż chciałoby się wskoczyć do tej wody!
Z Yellowstone wyjechaliśmy południowym wyjściem, żeby pojechać przez Grand Teton National Park. Jeśli nie macie co najmniej połowy dnia na pochodzenie tam lub popływanie w jeziorku... dla mnie to strata czasu, jeśli oczywiście Wasza trasa nie przebiega tamtędy. My zatrzymaliśmy się na jedno zdjęcie i byliśmy ogólnie mega zawiedzeni, ale nie zbaczaliśmy z trasy, ani nigdzie nie zajeżdżaliśmy. Jedno zdjęcie i do domu!
Podróż powrotna zajęła nam niecałe 10 godzin, bez żadnego zatrzymywania (oprócz tankowania i kanapek). Wracaliśmy po ciemku już spory kawałek, więc też nie mogliśmy sobie pozwolić na piratowanie.
Wycieczka była piękna, nie zobaczyliśmy kilku rzeczy (jak wulkanu błotnego), ale może znajdę go gdzieś w internecie i nadrobię. Jak najbardziej polecam wycieczkę w to miejsce, nawet na dłużej, bo jest gdzie chodzić i co oglądać.
P.S. Po dłuższym namyśle i konsultacjach z ekipą stwierdziliśmy, że nie warto pakować się w pracę w Yellowstone. Monotonia zabija. Wszędzie daleko, nawet do wypożyczalni, ciągle jesteście w lesie, nawet sklepu nie ma. Pracujecie za 9,5$, śpicie i jecie albo w cenie, albo za symboliczną opłatą. Łazienki wspólne, pod nadzorem strażników. Jak dla mnie straszna opcja. Bardzo dobra wycieczka na tydzień!
P.S. 2 Wszystkie zdjęcia oprócz podanej mapki są moją własnością i nie pozwalam na kopiowanie ich i wykorzystywanie bez mojej zgody i wiedzy. Wszelkie udostępnianie z podaniem pełnego linku do tego postu mile widziane, a najlepiej dajcie znać na insta :) Żadnego zdjęcia nie potraktowałam filtrem (oprócz tytułowego), to naturalne zdolności automatów - są tu zarówno zdjęcia z lustrzanki jak i iPhone 6s. Kiedyś pokażę Wam te zdjęcia po obróbce!
TEŻ MACIE TAK JAK JA? Zawsze staram się zrobić zdjęcie tak, jakbym była w danym miejscu sama! Dajcie znać koniecznie :)
Wycieczka dzień pierwszy
Kolejka na drodze dosięgła nas tylko pierwszego dnia podczas wjazdu, bo w West Yellowstone straciliśmy ponad godzinę na szukanie noclegu, który równie dobrze mogliśmy zarezerwować już z domu. O cenach (nasz motel za 155$ za 4 osoby) pisałam wcześniej, ale można wyhaczyć coś już za 100 - 110. Gdy wiecie, żeby w lipcu nawet się tam nie wybierać, nie powinniście mieć problemu ze znalezieniem jakiegokolwiek noclegu. Więc do parku wjechaliśmy około 11. Do samej bramki nie czekaliśmy długo, ale później w trakcie kolejka na drodze już za bramką ukazała nam się dość niespodziewanie. Skąd się wzięła, dlaczego? Nie wiemy. Być może zwierzę na drodze albo turyści rządni zdjęć z samochodu w niedozwolonym miejscu... To tylko pokazuje, że zwiedzania parku nie da się w 100% zaplanować. My spróbowaliśmy.
Mapa Yellowstone
Google maps i inne „szczegółowe” mapy nie dostarczą Wam tylu informacji, co ta, którą dostaniecie w parku. Jest też na oficjalnej stronie parku, dostępna TUTAJ. Moja wersja ma nadruk 2016 i myślę, że niewiele się od tego czasu zmieniło. Pokazuje dokładnie plany miasteczek wewnątrz parku i lokalizacje atrakcji. Nikogo nie zdziwi więc, że zwiedzaliśmy po kolei i w większości posiłkowaliśmy się właśnie mapą, choć każde miejsce jest też oznaczone, nie ma opcji, że je ominiecie, bo jest tam tylko jedna główna droga, którą najlepiej zrobić okrążenia.
Pierwsze co zobaczyliśmy po wjeździe do parku, zaraz za kolejką samochodów, to oczywiście rzeka. Piękny krajobraz górski i niesamowicie czysta woda, aż mieliśmy ochotę tam popływać!
Link do mapki w tekście powyżej |
Góry i woda kojarzą się tylko z jednym - wodospad! Tak, to pierwsza oficjalnie zaznaczona na mapie atrakcja, przy której był już oficjalny parking i oczywiście pełno ludzi z aparatami. My mamy swoje zdjęcia, a jakże!
Wodospad nazywa się Gibbon Falls i jest dość przyjemny dla oka, choć dla mnie dużo bardziej spektakularny był widok na rzekę już spływającą w dolinie.
Bardzo niedaleko za tą osobliwością krajobrazu natknęliśmy się na nasze pierwsze gorące źródło, a w zasadzie gejzer. Beryl Spring - obiekt nie zaznaczony na mapie, ale od wjazdu z zachodu i po wybraniu najpierw górnego okrążenia, stanowi naprawdę świetną rozgrzewkę przed kolejnymi źródłami. Poniekąd pokazuje, czego można się spodziewać. Jeśli ktoś nigdy wcześniej nie widział gorącego źródła lub buchającej spod ziemi pary, jakby ktoś podłączył tam wylot rury z ciepłowni... to dobry początek.
Artists Paintpots - cudowne miejsce! Kawałeczek ścieżką w las od głównej drogi, mnóstwo kolorowych jeziorek, para, błotne gejzery... coś niesamowitego!
Widok z góry pozwala na objęcie scenerii szerszym kadrem. Kolory stają się bardziej widoczne i kontrastowe, widoki zapierają dech. To moje top 5 Yellowstone! Zdecydowanie. Około 2-3 miejsca!
Właśnie tutaj gotowało się błoto |
Po Artists Paintpots dalej na północ znajduje się kompleks gejzerów Norrisa, ale o tym później, bo akurat w naszej chwili wycieczki parking był cały zajęty i musicie się na to też przygotować. Na szczęście jest to miejsce, które jest chyba najbardziej po drodze.
Muzeum Rangerów Parku Narodowego stało się więc naszym kolejnym celem. Samo Yellowstone zostało już założone pod koniec 19 w., czyli w czasie gdzie techniki za wiele nie znano. Strażnicy mieszkali w drewnianych domach w parkach i pilnowali porządku. Tutaj pierwszy ranger.
Moje selfie z samochodem strażników |
Zatrzymaliśmy się w zatoczce obok Roaring Mountain. Chyba miała słaby dzień, bo zbyt wiele pary się z niej nie wydobywało. Dobry przystanek na 3 minuty.
Moja kolejna pozycja z top of the top - Mammoth Hot Springs! Choć nie jest to już zbyt aktywna przestrzeń, jej specyficzność przyciąga uwagę. To tutaj prawdopodobnie mieszka większość J1 pracujących w parku. O ile wioska nie zrobiła na mnie wrażenia, to samo zjawisko owszem. Zobaczcie sami.
Tarasy widokowe rozpościerają się i na górze i na dole, dodatkowo stworzono trasę dla samochodów.
Bardzo przejęci i wykończeni po szybkim marszu w słońcu, zdecydowaliśmy się na zjedzenie szybkiego burgera i ruszyliśmy na wschód.
Kolejne widoki lasów, wodospady, strumienie... pięknie! Po prostu dzika przyroda.
Tak nas ta dzikość wciągnęła, że zdecydowaliśmy się na offroad po parku pewną jednokierunkową drogą o bogatej scenerii i nią dotarliśmy do skamieniałego drzewa.
Drzewo jak słup, najprawdopodobniej pogrzebane przez popiół wulkaniczny skamieniało. Dobra ciekawostka. Kolejne 5 minut i w drogę.
Lamar Valley! Cóż za dolina! Przepiękne miejsce, tam dobrze byłoby zrobić sobie spacer. My nie wysiedliśmy z samochodu, bo powoli gonił nas zachód słońca, a to dopiero północno-wschodni róg parku.
Zwierzęta były najbardziej niesamowitą częścią krajobrazu. Top 5!
Po drodze z doliny nie było zbyt wiele ciekawego. Spieszyliśmy się na kolację i żeby zdążyć przed wyjściem zwierzyny na drogi. Udało się, spotkaliśmy tylko 2 sarny(?). Ta łosica na zdjęciu jest z Mammoth.
Przedostatnim punktem programu był Kanion Yellowstone - przepiękne miejsce, znowu wodospad, ale za to jakie skały!
Bez zatrzymywania się praktycznie po drodze dotarliśmy w końcu do Norris Geyser Basin - ogromna przestrzeń, mnóstwo różnych źródeł i gejzerów, piękne miejsce o zachodzie słońca.
Niestety zaczęło się robić ciemno i zimno. Dzień pierwszy dobiegł końca, a z parku wyjechaliśmy tuż przed 22.
Dzień drugi
Wjazd od zachodu, ale trasa na południe. Mnóstwo gejzerów, tych najsłynniejszych.
Na pierwszy parking dotarliśmy pół do dziewiątej, a już było tam pełno ludzi. Zdecydowanie więcej niż w okolicy zachodu. Miejsce zatrzymania to Fountain Paint Pots i to kolejne miejsce w top 5 nie przez widoki, a przez gejzery. Spotkaliśmy dwa pierwsze eksplodujące na naszych oczach - nagle zaczęło bryzgać i wyrzucać parę - coś niesamowitego!
Też były bulgocące błota i parujące jeziorka.
Stamtąd rzut beretem do Midway Geyser Basin, na początku nic ciekawego, gorące rzeki z tłem osadu spływające ze wzgórza wprost do rzeki, jakieś urwisko i parujące w dole jeziorko...
A potem?!
Para zmieniająca kolory! Grand Prismatic Spring! Nawet się nie spodziewałam, że najsłynniejsze kolorowe źródło będzie właśnie tu! Żałuję, że nie mam widoku z góry! Top 5? Tak!
Biscuit Basin to znowu kilka źródełek - dziwne miejsce, pustynia i parę parujących jeziorek, jedno wielkie i głębokie niebieskie oraz jedno pryskające z zaskoczenia. Fajny i dość miły spacer, podobało mi się.
Black Sand Basin - nazwa dość huczna, czarnego piasku jak kot napłakał, ale znowu spływająca woda do rzeki i kilka pryzmatycznych źródeł. Można zobaczyć, a wręcz żal nie zajechać.
Najhuczniejszy i sławą i wydobywającym się dźwiękiem - Old Faithful. Wioska to gigantyczna turystyczna pułapka - mnóstwo restauracji, hoteli, wielkie centrum turystyczne, po prostu masakra i jeszcze więcej ludzi.
Poczułam się jak w takiej pułapce na turystę, że nawet nie skupiłam się na innych gejzerach, do których prowadziła ścieżka nieopodal. Zobaczyliśmy wybuch i szybko się zwinęliśmy. Zdecydowanie nie mój klimat.
Ten gejzer jest tak znany przez to, że wybucha regularnie i można przewidzieć czas jego erupcji. Zbierają się wtedy tłumy i oczekują...
Z Lonely Star Geyser zrezygnowaliśmy, bo trzeba było do niego iść spory kawałek, a czas nas gonił. Nie robiliśmy też żadnych pieszych wycieczek oprócz tych po ścieżkach dookoła wcześniej oglądanych gejzerów. Jako rekompensata kolejny wodospad.
Ostatni nasz punkt Yellowstone i moje już ostatnie top - West Thumb Geyser Basin. To wybrzeże jeziorka Yellowstone, a w zasadzie zatoczka, która wybuchła dawno temu i dołączyła do jeziora.
Przepiękne gejzery już w wodzie, dzikie zwierzęta i słońce... aż chciałoby się wskoczyć do tej wody!
Z Yellowstone wyjechaliśmy południowym wyjściem, żeby pojechać przez Grand Teton National Park. Jeśli nie macie co najmniej połowy dnia na pochodzenie tam lub popływanie w jeziorku... dla mnie to strata czasu, jeśli oczywiście Wasza trasa nie przebiega tamtędy. My zatrzymaliśmy się na jedno zdjęcie i byliśmy ogólnie mega zawiedzeni, ale nie zbaczaliśmy z trasy, ani nigdzie nie zajeżdżaliśmy. Jedno zdjęcie i do domu!
Podróż powrotna zajęła nam niecałe 10 godzin, bez żadnego zatrzymywania (oprócz tankowania i kanapek). Wracaliśmy po ciemku już spory kawałek, więc też nie mogliśmy sobie pozwolić na piratowanie.
Wycieczka była piękna, nie zobaczyliśmy kilku rzeczy (jak wulkanu błotnego), ale może znajdę go gdzieś w internecie i nadrobię. Jak najbardziej polecam wycieczkę w to miejsce, nawet na dłużej, bo jest gdzie chodzić i co oglądać.
P.S. Po dłuższym namyśle i konsultacjach z ekipą stwierdziliśmy, że nie warto pakować się w pracę w Yellowstone. Monotonia zabija. Wszędzie daleko, nawet do wypożyczalni, ciągle jesteście w lesie, nawet sklepu nie ma. Pracujecie za 9,5$, śpicie i jecie albo w cenie, albo za symboliczną opłatą. Łazienki wspólne, pod nadzorem strażników. Jak dla mnie straszna opcja. Bardzo dobra wycieczka na tydzień!
Czerwone skały - taka tam mała osobliwość |
P.S. 2 Wszystkie zdjęcia oprócz podanej mapki są moją własnością i nie pozwalam na kopiowanie ich i wykorzystywanie bez mojej zgody i wiedzy. Wszelkie udostępnianie z podaniem pełnego linku do tego postu mile widziane, a najlepiej dajcie znać na insta :) Żadnego zdjęcia nie potraktowałam filtrem (oprócz tytułowego), to naturalne zdolności automatów - są tu zarówno zdjęcia z lustrzanki jak i iPhone 6s. Kiedyś pokażę Wam te zdjęcia po obróbce!
TEŻ MACIE TAK JAK JA? Zawsze staram się zrobić zdjęcie tak, jakbym była w danym miejscu sama! Dajcie znać koniecznie :)
Przepiękny post, przepiękne zdjęcia! To moje marzenie, aby kiedyś tam pojechać i zwiedzić, jak najwięcej. Parki narodowe to dziedzictwo kultury narodu- tyle przyrody, naturalnego środowiska, dom dla zwierąt i krajobrazy, które od dziecka oglądałam w amerykańskich bajkah i filmach. Pozdrawiam <3
OdpowiedzUsuńlipcowaja.blogspot.com
Bardzo dziękuję!
UsuńMnie od małego niesamowicie podobał się Wielki Kanion, marzyłam i kombinowałam jakby go zobaczyć, no i wykombinowałam 😁 Yellowstone to typowy cud natury! Ale niestety nie oglądałam zbyt wiele misia Yogi 😅
O rany, jak pięknie! Ale zazdraszczam! Chciałabym się tam kiedyś wybrać!
OdpowiedzUsuńDziękuję ♥️ Na pewno byłoby co rysować 😍💪🏻
UsuńAle pięknie :O
OdpowiedzUsuńOj tak, zdecydowanie topowe miejsce niezbędne do zobaczenia 😍
OdpowiedzUsuń