środa, 15 sierpnia 2018

Co zabrać do Ameryki?

Wyjazd na Work and Travel - czego nie opłaca się zapomnieć zabrać do Stanów


Ten wpis dedykuję wszystkim, którzy zdecydowali się na tak poważny krok, jak wyjazd do Stanów na wizie J1 na Work & Travel. Teraz wiem, że to naprawdę poważna decyzja, niekiedy zderzenie z rzeczywistością prawdziwego życia, pierwsza praca, samodzielność na 100% i wielki świat. Kiedy zdecydowałam się wyjechać i jak to zrobić? Zobaczycie tu:



Połowa mojego okresu pracy już minęła, a ja jeszcze do tej pory zbieram się po przylocie. Wysokie góry, rzadkie powietrze, mocne słońce... ale też trochę jest tak dlatego, że przed wyjazdem złożyło się w moim życiu kilka spraw - sesja, zaliczenia na uczelni, praca magisterska (która jeszcze się pisała w momencie pisania posta, w momencie publikacji czeka już tylko na ocenę od promotora), artykuł na bloga o produktach Arystea... Wszystko bardzo szybko i w jednym czasie, ale prawie wszystko już za mną. A ja lubię wszystko dopinać na ostatni guzik, dlatego w końcu teraz mogę już Wam napisać, co wzięłam i jest moim zbawieniem, a o czym zapomniałam i strasznie jestem na siebie za to zła! 


Co zabrać do walizki na Work and Travel?

Najważniejsze są oczywiście:

  • paszport z wizą i promesa (mimo zniesienia wiz turystycznych tę pracowniczą musicie mieć),
  • ubezpieczenie(!) - nawet nie myślcie o wyjeździe bez niego,
  • pieniądze - gotówka, karty, 
  • telefon z działającym wi-fi i na "w razie wu" roamingiem.



Mówi się, że resztę można kupić na miejscu, ale! JESTEM W AMERYCE! Tutaj jest inaczej, niestety, to nie Europa i właśnie dlatego, że oni tu działają inaczej, to nie zapomnijcie z Polski zabrać LEKÓW, ARTYKUŁÓW HIGIENICZNYCH i KOSMETYKÓW pierwszej potrzeby.


Leki, artykuły higieniczne i pierwsza pomoc


Ja zabrałam wszelkie leki na brzuch - nifuroksazyd, loperamid/stoperan (póki co przydał mi się jeszcze w Polsce na stres przed wylotem), na trawienie, na jelita (sanprobi IBS - probiotyk), tabletki przeciwbólowe, trochę witamin... ale nie zabrałam FURAGINU(!) na dolegliwości pęcherza, które dopadły mnie w drugim tygodniu po zostawieniu okna w sypialni otwartego na noc... a noce tu są przezimne! Potem przerodziło mi się to w jakieś infekcje i dyskomforty intymne, na które oczywiście też nic nie wzięłam, BO MI SIĘ NIE PRZYTRAFI... no akurat! Na szczęście co kilka dziewczyn to nie jedna i zostałam poratowana UroFuraginum i Zenellą MED, ja bym wzięła Lacibios Femina w żelu, bo działa naprawdę dobrze i szybko, i może Clotrimazolum na w razie wu.

Plastry, octenisept, woda utleniona lub chociaż spirytus, coś na ukąszenia albo Tribiotic... Tego nie mam, a w pierwsze wolne obtarłam dość dotkliwie łokieć i kolano, ciągle się goją, a ja musiałam plastry i dezynfekatory pożyczać. No i coś tu gryzie, bardzo dotkliwie, dwa pełne dni bolała mnie ręka od mikrokropeczki w kolorze różowym... Ręka zaczęła puchnąć... koszmar! Skończyłam w punkcie pierwszej pomocy z maścią na opuchliznę i tabletkami przeciwbólowo-przeciwzapalnymi.


Obowiązkowe kosmetyki dla suchej skóry


Z kosmetyków wzięłam mój sprawdzony krem pod oczy (Orientana ze ślimakiem), serum nawilżające z EO laboratorie (Ecolabu) do twarzy, olejek Anabelle Minerals 'Stay Calm', jedną maseczkę w płachcie na podróż samolotem (i trochę uratowała mi życie!) i jedną na później. Balsam do ciała z Resibo (<3), filtry przeciwsłoneczne i żele Isana - 2 sztuki do mycia, Facelle Aloe (żałuję, że tylko jedno), trochę innego żelu do mycia i hydrolatu oczarowego w 100 ml buteleczkach. W Kolorado jak dla mnie obowiązkowa jest też pomadka ochronna, najlepiej ze 3 mega mocno nawilżające - zderzenie z tym suchym powietrzem i zmęczenie po podróży z ust robią Saharę. No i krem do rąk, bo przy myciu mydłem co 15 minut też są w strasznym stanie. Oczywiście kilka wacików, maszynka do golenia, patyczki do uszu... to wszystko możecie tu kupić dość tanio.

No i co się okazało? Że nie mam nic po opalaniu, a mój krem pod oczy skończył się od razu... Bardzo żałuję, że nie wzięłam też kremu do twarzy z Resibo :( ale w zasadzie to tyle,  z kosmetykami jednak dobrze stoję i kupiłam do włosów już dwa nowe, które zapowiadają się na ulubieńców w następnych postach.


Ubrania i warunki mieszkalne


Ubrania to żadna filozofia, ale ważne, żeby mieć wystarczająco bielizny na około 2 tygodnie, kurtkę górską/przeciwdeszczową, co najmniej jeden polar, górskie buty, wygodne spodnie... Piżama w zależności od zakwaterowania - zauważyłam, że te stany w centrum kontynentu cechują się naprawdę ogromnymi wahaniami temperatury. Gdy w dzień jest spokojnie ponad 20 stopni, w nocy może być nawet 1. Ale tu są góry!



Z ubraniami też dobrze stoję, choć mam zadziwiająco mało koszulek jak na mnie! My do pracy dostajemy bluzy, spodnie i fartuchy na przebranie. Musieliśmy kupić nieślizgające się buty i dostaliśmy czapki. Inne pozycje dostały tylko koszulki, a jeszcze inne koszule, kapelusze/czapki, spodnie, kurtki, okulary przeciwsłoneczne... Zależy bardzo od pozycji, na którą przyjedziecie, o Vail na pewno powstanie post podsumowujący!


Akcesoria


Po pierwsze przejściówka! Jestem zdania, że jedna wystarcza w zupełności jednej osobie, my mamy dwie przejściówki i komputer z kablem amerykańskim. Telefon i laptopa można ładować w innym czasie, a suszarki, prostownice itd... nie polecam! Mimo przejściówki te polskie są przystosowane do innego napięcia w sieci i wszystko oprócz ładowarek będzie źle działało. No i nie próbujcie amerykańskich podłączać w Polsce! Przegrzeją się lada moment po włączeniu. Taki sprzęt kupicie tanio z drugiej ręki na przykład w sklepach typu good will.

Komputer przydaje się bezapelacyjnie, bo planowanie podróży na telefonie to po prostu koszmar. Ale uważałam tak, zanim trafiłam na mój HIT - aplikację Roadtrippers. Wygodnie było dodawać kolejne przystanki i sprawdzać przebieg trasy.

Oczywiście aparat, karty pamięci lub dysk zewnętrzny, może kamera? Wspomnienia warto jak najlepiej uwieczniać, ja na razie nagrywam telefonem oprócz samych zdjęć. Samo Breckenridge możecie zobaczyć już u mnie na YouTube, np. tu:


Niezbędne przy wynajmowaniu mieszkań w Breck Terrace, niestety - prześcieradło, poszwa/śpiwór (można kupić kołdrę, ja mam swoją Ralfa Laurena z Thrift Shopu za 10$), poszewka na poduszkę - jeśli dacie radę przywieźć całą - szacun! Tego nie wzięłam i żałowałam. Ręcznik, klapki/kapcie. Przydatne mogłyby być sztućce, w walizce praktycznie nie zajmują miejsca, a na początek stanowią niepotrzebnie większy wydatek startowy. Ostry nóż, może i deska do krojenia. Kilka polskich przypraw, kocyk.

Wpis okazał się dla mnie dość emocjonalny, dlatego napisany jest lekko chaotycznie, ale na świeżo najlepiej dzielić spostrzeżenia, bo nic nie zdąży umknąć. Na pewno jeszcze coś wyjdzie "w praniu", które apropo wychodzi dość drogo - weźcie sznurek na pranie, żabki i trochę proszku, w górach wszystko schnie na balkonie max 2h. W sklepie kapsułki wychodzą dość korzystnie. 

Póki co zostawiam Was z tym i mam nadzieję, że skorzystacie przy planowaniu swojego ekwipunku! Bardzo żałuję, że nie zrobiłam szerszego researchu. Jeśli Wy już macie Stany obcykane, to piszcie do mnie koniecznie!

Moje amerykańskie kosmetyki już w kolejnych wpisach :) 

2 komentarze:

  1. zazdroszczę, ale kiedyś zwiedzę Amerykę! Najpierw południową a później północną :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serdecznie polecam! Samo Yellowstone to już miazga! Ale Cuzco i Meksyk też bym chętnie zwiedziła 😍

      Usuń

Pozostawiając komentarz, wyrażasz zgodę na przetwarzanie Twoich danych osobowych oraz akceptujesz Politykę Prywatności.

Chętnie odpowiem na każde pytanie!

Polecany post

Szampon - jaki wybrać i jak go dobrać

Kompendium o skórze głowy Skoro wiele z Was nie stosuje metody CG (i ja w pełni rozumiem wskazania, które to wymuszają), a wszelkie pro...