poniedziałek, 12 lutego 2018

Czerwona henna - Light Mountain Bright Red

Hej!

Wiele z Was zainteresowało się moim ostatanim hennowaniem - przygotowaniem henny,  użytymi dodatkami, nakładaniem, zmywaniem, a na końcu, pewnie najbardziej efektami! Spieszę zatem z wyjaśnieniami. Zaczynamy!


Na zdjęciu przedstawiłam wszystkie (oprócz siemienia lnianego) użyte produkty. Macie już pomysł na połączenie tych składników, aby stworzyć odpowiednią mieszankę? No dobra, napiszę Wam, jak ja zrobiłam i co ewentualnie bym poprawiła lub zmodyfikowała.
Pierwszym kluczowym elementem, zdecydowanie najważniejszym, jest dobranie henny. Słynąca ostatnio ze swojego najczerwieńszego koloru, właśnie Light Mountain z wilkiem na opakowaniu, przedstawiana z koloru jako Bright Red to mój typ. Poniżej zdjęcie z dokładnie obfotografowanymi bokami pudełka. 
Pewnie już wiecie, że znaczna większość używanych przeze mnie produktów, przeważnie nie jest stosowana zgodnie z opisami. Tak też było z tą henną - nawet nie przeczytałam, jak producent poleca ją stosować. Jedno jest jednak pewne - moja henna ze zbiorów w 2016 roku, ma w składzie tylko lawsonię. Nowsze zbiory możliwe, że były mniej czerwone i posiadają już dodaną amlę - to będzie dla Was kluczowa informacja, jeśli chcielibyście mieszankę zakwaszać - generalnie powinna być już gotowa do zalania i odstawienia. Moja Light Mountain została zamówiona na iHerb, sklep polecam, choć dostawa jest dość długa :) Na pewno opłaca się złożyć w kilka osób na wspólne zamówienie.


Po zagotowaniu glutka (konsystencja odpowiednio rzadka, wg TYCH przepisów na pewno będzie dobra, ja już gotuję na oko) - cedzimy go i odstawiamy do przestygnięcia. Kolejnym celem powinno być odpowiednie zakwaszenie - już wyżej pisałam, że nowszy zbiór ma amlę, a ja planowałam jej użyć, ale... moja została w domu! Niestety mojego najlepiej sprawdzonego składnika nie było, więc posiłkowałam się czymś, co miałam, a nie wpędziłoby mojej henny w rudy. Stąd też herbatki i hibiskus! Po jednej torebce z każdej herbaty umieściłam w kubku i zalałam do połowy wrzątkiem. Oprócz tego kieliszek hibiskusa także połączyłam z gorącą wodą, później z herbatkami.


Małym błędem było zalanie drzewa sandałowego gorącą wodą w osobnym kubku już na tym etapie i dodanie go do herbatek z hibiskusem. Drzewo sandałowe woli zasadowe środowisko, więc warto odstawić zalaną np. łyżkę mielonego drzewa w osobnym naczyniu, niech naciąga wodę, ale dodać do mieszanki dopiero przed jej nałożeniem. U mnie drzewo było przez to dwukrotnie dodawane do mieszanki - do zakwaszacza i później, tuż przed nałożeniem.
W miarę mieszania henny, dochodziłam do pożądanej konsystencji, ale ciągle mam z nią problemy. Do henny, gdy była jeszcze w proszku, dodałam łyżkę mielonej kozieradki - głównie na konsystencję i przeciw przesuszowi. 
Gotowa henna po odstaniu - w cieple ok. 11h, z dodanym drzewem sandałowym przedstawiona jest na obrazku poniżej. Tak samo jak ja przed i gotowa do aplikacji. Wannę zabezpieczyłam stretchem i wzięłam się za aplikację, nie zapominając o nałożeniu rękawiczek.


Papkę nakładałam rękoma, zaczynając od czoła i przesuwając się w kierunku tyłu głowy i szyi. Oczywiście miałam problemy z rozdzielaniem pasm, dzieleniem włosów na równe sekcje itd. - nie zrobiłam tego wcześniej i chłopak musiał ostatecznie skończyć aplikację. Na koniec, z końcówki henny wymieszanej z końcówką glutka, zrobiłam bardzo rzadką papkę, którą dokładnie wcierałam między pasma posklejanych włosów. Po wysmarowaniu wszystkiego z miseczki, ułożyłam wszystkie włosy płasko na głowie i zabezpieczyłam dwoma foliowymi czepkami jednorazowymi, kawałkiem papieru na karku i ciepłą czapką. Henna miała czas ok. 5,5h na dojrzewanie na włosach. Po tym czasie spłukałam ją najpierw letnią wodą w kierunku ciepłej, a na koniec, po wyczesaniu TT, chłodną, aby domknąć łuski i ograniczyć wymywanie koloru.


Następne mycie planuję dopiero na ok. 50 h po hennowaniu, aby wszystko ładnie czerwieniało. 
Zapach tym razem jest dużo mniej sianowaty i nie wiem dokłądnie czemu to zawdzięczam, ale stawiam na kadzidlane właściwości drzewa sandałowego, hibiskusa i herbatki, bo kozieradka ma tutaj raczej swoje śmierdziuchowe trzy grosze. Sama henna jest bardzo dobrze zmielona, pięknie się miesza i nie tworzy grudek. Sam zapach też nie jest bardzo intensywny, co dla mnie jest plusem. Włosy są znośne, przeważnie po hennowaniu zawsze chodziłam w kucyku/koku lub rozczesanych włosach, bo miałam szopę, a tym razem, nawet bez stylizacji glutkiem, wyglądają ładnie. Są niebotycznie lśniące! Sama nie wiem, którym dodatkom to zawdzięczam, ale pewnie nawilżającemu działaniu siemienia najbardziej.

Przyznajcie się, przez cały post czekacie na fotki włosów? Ja w sumie też, ale jeszcze ich nie mam xD Wszelkie "na żywo" z udziałem włosów znajdziecie na instagramie, a nawet mojej stronie na Fb. Obiecuję, że niebawem się poprawię! Jedno zdjęcie na zachętę:


Mam nadzieję, że się podoba :)
Do następnego! 

17 komentarzy:

  1. przepiękny kolor! ja jeszcze nigdy nie używałam henny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję! Jako blondynce jestem w stanie polecić kasję, tak na próbę :) z samej ciekawości warto :D

      Usuń
  2. Dzis robie prawie wg twojego przepisu ta henne z tym że ja mam tą wersje z amla. Zobaczymy co z tego wyjdzie :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super! I jak efekty? Amla podbija skręt i chłodne tony :) Trzymam kciuki, ale na pewno będzie dobrze!

      Usuń
  3. Henna kojarzy mi się z brwiami, myślałam że chcesz sobie zrobić czerwone brwi :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ta od brwi nie ma nic wspólnego z prawdziwą henną oprócz nazwy :D Kiedyś robiłam sobie brwi na rudo, lubię, gdy pasują do włosów :D

      Usuń
  4. Piękny kolor, może się kiedyś skuszę na drzewo sandałowe i tę hennę gdy mi się yemeni skończy :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję :) U mnie yemeni wyszło zbyt rudo i zrezygnowałam z niego :(

      Usuń
  5. Łał jaki piękny efekt! Jestem pod wrażeniem jestem w grupie hennowania na fejsie i dopiero się uczę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powoli do przodu :) Ja już jestem zarażona hennomaniactwem i nie wrócę do rozjaśniacza lub chemii :) Bardzo polecam, co widać po mnie i efekcie - zdrowe, lśniące włosy, a kolor trwały :)

      Usuń
  6. Ja ostatnio używałam liska. Też zamawiałam na iherb i dosyć szybko doszło (jak na list z usa xd). Efekty mi się podobają, zalewałam samą wodą bo miała już w sobie amlę i byłam ciekawa do czego jest zdolna solo. Tylko zapach siana miałam trochę bardziej intensywny tym bardziej, że następnego dnia trafiłam na mżawkę. xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To zdecydowanie bywa najbardziej uciążliwe xD Ja teraz znoszę coraz mocniejszy zapach kozieradki :D Dla efektów warto, ale dopiero pierwsze mycie za mną, obadam w najbliższym czasie :D

      Usuń
  7. Ja się boję henny bo dążę do zupełnie innych kolorów :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Henna plus indygo to skuteczny sposób na zdrowe farbowanie w chłodnych tonach. Lub katam :) polecam 😊

      Usuń
  8. Ja właśnie planuje po nowym roku hennowac włosy i byłam ciekawa czy ta henna jest dobra.
    Dziękuję zq post.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Pozostawiając komentarz, wyrażasz zgodę na przetwarzanie Twoich danych osobowych oraz akceptujesz Politykę Prywatności.

Chętnie odpowiem na każde pytanie!

Polecany post

Szampon - jaki wybrać i jak go dobrać

Kompendium o skórze głowy Skoro wiele z Was nie stosuje metody CG (i ja w pełni rozumiem wskazania, które to wymuszają), a wszelkie pro...